Chyba nie jestem zbyt wdrożona w tę sytuację, by cokolwiek móc Ci doradzać... ale może powinnaś mu delikatnie zasugerować, że z pewnych przyczyn doradzanie mu w tych sprawach jest dla Ciebie niewygodne?
Ujmę to tak - on traktuje mnie jako przyjaciółkę, a ja od dwóch miesięcy (na 4 miesiące naszej znajomości) czuję... nie wiem jak to nazwać, czy zauroczeniem, czy nadać temu bardziej poważne określenie. Tylko on o niczym nie wie, a wszystkie znaki wskazują na to, że wcale nie odwzajemnia moich uczuć...
Myślę, że powinnaś mu powiedzieć. Wiem, że ciężko przełamać strach i wierz mi, że sama kilka lat temu przechodziłam przez podobną sytuację, więc wiem, co czujesz. Byliśmy przyjaciółmi przez całe liceum a ja... się zakochałam. Chciałam mu powiedzieć, ale najbardziej bałam się, że stracę przyjaciela. I wiesz co? Straciłam. Okazał się ostatnim dupkiem i dzięki temu o nim w końcu zapomniałam. Bolało mnie przez jakiś czas, ale między innymi dzięki blogowiczom się pozbierałam. Dziś cieszę się, że się odważyłam, bo dzięki temu zrozumiałam, jaki on jest naprawdę i że czymś strasznym byłby związek z takim człowiekiem.
Nie zakładam, że i On okaże się kimś takim... ale próbuję Ci zasugerować, że warto spróbować. Nawet, jeśli on tego nie odwzajemni. Najważniejsze to to, byś uwierzyła w siebie i umiała sobie powiedzieć, w razie czego: "nawet nie wie, co stracił" Głowa do góry :*
Rety, Twoja historia pokazała mi jak wiele mam do stracenia... Z tym, że Go znam 4 miesiące... właśnie obawiam się, że moje uczucia mogą być przejściowe... całą sytuację komplikuje jeszcze inna sprawa. Nasze miasteczka są od siebie oddalone o ok 30-40 km, plus widziałam się z nim tylko raz, bo poznałam go przez gg. Głównie kontaktujemy się telefonicznie prowadząc kilkugodzinne konwersacje o wszystkim i o niczym. może jednak powinnam zaczekać... choćby do kolejnego spotkania, które nastąpi już za miesiąc. zwłaszcza że on albo też przechodzi zauroczenie albo zakochanie (ja oczywiście nie jestem, niestety, jego obiektem westchnień).
Właśnie chciałam pokazać Ci, że niewiele masz do stracenia. Albo chłopak dostrzeże Cię jako swój obiekt westchnień, albo okaże się zwykłym ślepcem a Ty spotkasz kogoś o wiele lepszego i będziesz szczęśliwa prędzej, czy później. Nie wiem, ile masz lat, ale ja po wielu rozczarowaniach zaczęłam stawiać siebie na pierwszym miejscu. Dlatego wspomniałam o tym, że nie wiem, ile masz lat, bo ja kilka lat temu też przejmowałam się wszelkim odrzuceniem, bardzo się go bałam, ale z czasem zaczęłam mówić sobie, że przecież przede mną całe życie. I też powinnaś się takiego optymizmu nauczyć.
Niedługo skończę 18 lat... I nie wiem jak bardzo dziwnie to zabrzmi, ale pierwszy raz w życiu czuję coś takiego. Wykluczając moje zafascynowanie Zenkiem z “Tego obcego“ nigdy w życiu nie byłam zakochana, nawet zauroczenia nie przeżyłam... to teraz. Dlatego też tak się tego boję i jestem zła, że w ogóle to mnie spotkało...
Byłam w tym samym wieku, kiedy przechodziłam swoje pierwsze "poważne" zauroczenia, więc wiem o czym mówisz ;) Nie bądź zła. Spójrz na to w ten sposób, że każda sytuacja niesie ze sobą pewne doświadczenie i naukę na przyszłość. Teraz zamartwiasz się i tracisz niepotrzebnie nerwy, ale pewnego dnia, będziesz szczęśliwa i będziesz się śmiała ze wszelkich potknięć. Tak powinnaś sobie mówić i tyle ;)
Szalenie kurewskie... nie mam pojęcia ile jeszcze czasu będę zmuszona je znosić... A szkołę to mam ładną, chociaż niektórym osobom to się ona kojarzy z muzeum czy szpitalem ;]
Coś między przytul a wypierdalaj? Trochę chore uczucie, ale czy aby na pewno musisz w nim tkwić? Wolisz zachować dobrą przyjaźń niż nie mieć nic? Bo w sumie to trochę ona tak wygląda, ale ładnie tam. ;)
Dziękuję :) faktycznie spodnie to najbardziej motywująca część garderoby :D sama mam takowe, ale wiem, że w tym momencie nie ma szans żebym w nie weszła. Właściwie moja dieta jest po protu przejściem na zdrowy sposób odżywiania, którego nigdy w sobie nie zaszczepiłam. Zresztą nie sprzyjał temu pęd życia, tak więc tost na szybko, zupka błyskawiczna czy pizza, do tego ogromna słabość do słodyczy i tabletki antykoncepcyjne zrobiły swoje. Tak więc nie katuję się wyznaczoną datą, nie czekam na koniec diety, tylko wcinam lekkie i zdrowe rzeczy i czekam na rezultaty :) Mam nadzieję, że za jakiś czas też będę mogła zobaczyć takie postępy jak Twoje z szortami :)
Raczej to drugie... Gdybym miała określić go tą pierwszą propozycją, musiałabym uznać go za Heartbreakera, a nim on nie jest... przynajmniej nie chce być.
Znalazłaś się w bardzo niekomfortowej sytuacji. Może... szczerość Ci pomoże? Nie wiem, czekanie na odpowiedni moment sprawdza się w filmach, bo tam zawsze nadchodzi ta właściwa chwila. W życiu zazwyczaj zwlekanie tylko pogarsza sprawę.
O, popatrz, bylam w dokladnie takiej samej sytuacji! Wydaje mi sie, ze jestesmy po prostu za miekkie i ludzie za bardzo widza w nas oparcie dla swoich problemow, niz to, jakie jestesmy naprawde.
Smutna sytuacja.
OdpowiedzUsuńNiestety... A ja jestem w niej uziemiona.
UsuńBez żadnych perspektyw?
UsuńChyba nie jestem zbyt wdrożona w tę sytuację, by cokolwiek móc Ci doradzać... ale może powinnaś mu delikatnie zasugerować, że z pewnych przyczyn doradzanie mu w tych sprawach jest dla Ciebie niewygodne?
OdpowiedzUsuńUjmę to tak - on traktuje mnie jako przyjaciółkę, a ja od dwóch miesięcy (na 4 miesiące naszej znajomości) czuję... nie wiem jak to nazwać, czy zauroczeniem, czy nadać temu bardziej poważne określenie. Tylko on o niczym nie wie, a wszystkie znaki wskazują na to, że wcale nie odwzajemnia moich uczuć...
UsuńMyślę, że powinnaś mu powiedzieć. Wiem, że ciężko przełamać strach i wierz mi, że sama kilka lat temu przechodziłam przez podobną sytuację, więc wiem, co czujesz. Byliśmy przyjaciółmi przez całe liceum a ja... się zakochałam. Chciałam mu powiedzieć, ale najbardziej bałam się, że stracę przyjaciela. I wiesz co? Straciłam. Okazał się ostatnim dupkiem i dzięki temu o nim w końcu zapomniałam. Bolało mnie przez jakiś czas, ale między innymi dzięki blogowiczom się pozbierałam. Dziś cieszę się, że się odważyłam, bo dzięki temu zrozumiałam, jaki on jest naprawdę i że czymś strasznym byłby związek z takim człowiekiem.
UsuńNie zakładam, że i On okaże się kimś takim... ale próbuję Ci zasugerować, że warto spróbować. Nawet, jeśli on tego nie odwzajemni. Najważniejsze to to, byś uwierzyła w siebie i umiała sobie powiedzieć, w razie czego: "nawet nie wie, co stracił"
Głowa do góry :*
Rety, Twoja historia pokazała mi jak wiele mam do stracenia... Z tym, że Go znam 4 miesiące... właśnie obawiam się, że moje uczucia mogą być przejściowe... całą sytuację komplikuje jeszcze inna sprawa. Nasze miasteczka są od siebie oddalone o ok 30-40 km, plus widziałam się z nim tylko raz, bo poznałam go przez gg. Głównie kontaktujemy się telefonicznie prowadząc kilkugodzinne konwersacje o wszystkim i o niczym.
Usuńmoże jednak powinnam zaczekać... choćby do kolejnego spotkania, które nastąpi już za miesiąc. zwłaszcza że on albo też przechodzi zauroczenie albo zakochanie (ja oczywiście nie jestem, niestety, jego obiektem westchnień).
Właśnie chciałam pokazać Ci, że niewiele masz do stracenia. Albo chłopak dostrzeże Cię jako swój obiekt westchnień, albo okaże się zwykłym ślepcem a Ty spotkasz kogoś o wiele lepszego i będziesz szczęśliwa prędzej, czy później. Nie wiem, ile masz lat, ale ja po wielu rozczarowaniach zaczęłam stawiać siebie na pierwszym miejscu. Dlatego wspomniałam o tym, że nie wiem, ile masz lat, bo ja kilka lat temu też przejmowałam się wszelkim odrzuceniem, bardzo się go bałam, ale z czasem zaczęłam mówić sobie, że przecież przede mną całe życie. I też powinnaś się takiego optymizmu nauczyć.
UsuńNiedługo skończę 18 lat... I nie wiem jak bardzo dziwnie to zabrzmi, ale pierwszy raz w życiu czuję coś takiego. Wykluczając moje zafascynowanie Zenkiem z “Tego obcego“ nigdy w życiu nie byłam zakochana, nawet zauroczenia nie przeżyłam... to teraz. Dlatego też tak się tego boję i jestem zła, że w ogóle to mnie spotkało...
UsuńByłam w tym samym wieku, kiedy przechodziłam swoje pierwsze "poważne" zauroczenia, więc wiem o czym mówisz ;)
UsuńNie bądź zła. Spójrz na to w ten sposób, że każda sytuacja niesie ze sobą pewne doświadczenie i naukę na przyszłość. Teraz zamartwiasz się i tracisz niepotrzebnie nerwy, ale pewnego dnia, będziesz szczęśliwa i będziesz się śmiała ze wszelkich potknięć. Tak powinnaś sobie mówić i tyle ;)
To uczucie jest cholernie kurewskie.
OdpowiedzUsuńA w tej szkole to ładnie masz. ;P
Szalenie kurewskie... nie mam pojęcia ile jeszcze czasu będę zmuszona je znosić...
UsuńA szkołę to mam ładną, chociaż niektórym osobom to się ona kojarzy z muzeum czy szpitalem ;]
Coś między przytul a wypierdalaj? Trochę chore uczucie, ale czy aby na pewno musisz w nim tkwić? Wolisz zachować dobrą przyjaźń niż nie mieć nic?
UsuńBo w sumie to trochę ona tak wygląda, ale ładnie tam. ;)
Bardzo zadbaną masz szkołę ;p
OdpowiedzUsuńHaha, no fakt, na burd i nieporządek w swojej szkole narzekać nie mogę :)
UsuńPrzykre, że on tego nie widzi co czujesz. Może kiedyś go olśni i zauważy jak fajną dziewczynę ma obok :)
OdpowiedzUsuńMasz racje pusto na tym korytarzu :)
Też nie lubię. Ale w takich chwilach, ludzie zawsze mówią mi, że najważniejsze jest szczęście osoby, którą kochamy. Do dupy z takim czymś.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale to nie takie proste. Może kiedyś to się zmieni, bo czasem przyjaźń zmienia się w miłość
UsuńCzyżby przyjaźń damsko-męska i Tobie dawała się we znaki?
OdpowiedzUsuńWysłałam zaproszenie na Ostatnią Melodię :)
Dziękuję :) faktycznie spodnie to najbardziej motywująca część garderoby :D sama mam takowe, ale wiem, że w tym momencie nie ma szans żebym w nie weszła.
OdpowiedzUsuńWłaściwie moja dieta jest po protu przejściem na zdrowy sposób odżywiania, którego nigdy w sobie nie zaszczepiłam. Zresztą nie sprzyjał temu pęd życia, tak więc tost na szybko, zupka błyskawiczna czy pizza, do tego ogromna słabość do słodyczy i tabletki antykoncepcyjne zrobiły swoje.
Tak więc nie katuję się wyznaczoną datą, nie czekam na koniec diety, tylko wcinam lekkie i zdrowe rzeczy i czekam na rezultaty :)
Mam nadzieję, że za jakiś czas też będę mogła zobaczyć takie postępy jak Twoje z szortami :)
Jak jesteś w nim zakochana to udzielanie rad dotyczących jego miłości to sadyzm uczuciowy... :-(
OdpowiedzUsuńmasochistka..
OdpowiedzUsuńNie doradzaj. Albo znielubisz jego, albo popadniesz w obłęd. Wydaje mi się, że te chwilowe zakłopotanie uczuciowe nie tykane powinno minąć.
OdpowiedzUsuńW sprawach sercowych nie ma co doradzać. Zakochani nie wiedzą, czym jest głos rozsądku.
OdpowiedzUsuńJa chyba po prostu zbyt długo bawiłam się w panią psycholog i teraz wręcz odruchowo chcę doradzać... nawet jeżeli własne rady rozrywają moje serce...
UsuńJa też tak miałam, ale poczułam się okropnie wykorzystana któregoś razu i przeszło mi zacięcie terapeutyczne.
UsuńGłupi czy ślepy?
OdpowiedzUsuńRaczej to drugie... Gdybym miała określić go tą pierwszą propozycją, musiałabym uznać go za Heartbreakera, a nim on nie jest... przynajmniej nie chce być.
UsuńMoże kup mu okulary albo postaw nogę, żeby zaczął uważać.
UsuńSkąd ja to znam? Jestem w podobnej sytuacji. Doradzam mu w poznawaniu innych, a sama chciałabym być na miejscu tej, którą zagaduje.
OdpowiedzUsuńDajesz rade czy pomału zbliżasz się do kapitulacji?
UsuńChyba kapituluję. Nie mam już na to sił.
Usuńja na szczęście nikomu doradzać ostatnio nie muszę ;)
OdpowiedzUsuńZnalazłaś się w bardzo niekomfortowej sytuacji. Może... szczerość Ci pomoże? Nie wiem, czekanie na odpowiedni moment sprawdza się w filmach, bo tam zawsze nadchodzi ta właściwa chwila. W życiu zazwyczaj zwlekanie tylko pogarsza sprawę.
OdpowiedzUsuńCzasami ciężko doradzać, ale jak tu nie pomóc?
OdpowiedzUsuńPiękny korytarz :)
Pogodziłaś się z tym, że nie jesteś Nią?
OdpowiedzUsuńPoszukaj sobie Jakiegoś i już :D.
OdpowiedzUsuńZawsze możesz niechcący doradzić mu źle ;P
OdpowiedzUsuńO, popatrz, bylam w dokladnie takiej samej sytuacji! Wydaje mi sie, ze jestesmy po prostu za miekkie i ludzie za bardzo widza w nas oparcie dla swoich problemow, niz to, jakie jestesmy naprawde.
OdpowiedzUsuń